Ale wszyscy zboczyli, wszyscy stali się podli, Nikt nie dba o dobro, brak choćby jednego. [Ich gardło to otwarty grób, Swymi słowami zwodzą, Jak żmije kryją pod językiem jad I prędcy są do przekleństw oraz oszustw. Ich nogi śpieszą do rozlewu krwi, Na ścieżkach — zguba i nieszczęście, Droga pokoju nie przemyka przez myśl, A lęk przed Bogiem nie wpływa na ich posunięcia.]
Staliśmy się jak nieczyści — i to my wszyscy! Nasza sprawiedliwość jest jak bielizna zabrudzona krwią! Więdniemy jak liść — my wszyscy! A nasze winy unoszą nas jak wiatr.
Do takich ludzi zresztą my wszyscy niegdyś należeliśmy. Targały nami żądze ciała, jego pragnienia i pomysły — byliśmy z natury warci gniewu, zupełnie tak, jak pozostali.
Szybko zboczyli z drogi, którą im wskazałem. Zrobili sobie odlew cielca, biją przed nim pokłony, złożyli mu ofiary i powtarzają: Oto twoi bogowie, Izraelu! Oni cię wyprowadzili z ziemi egipskiej!